ajwiększe miasta w Polsce mogą się poszczycić swoimi smokami. Kraków ma Smoka Wawelskiego, który terroryzował miasto, aż sprytny szewczyk nakarmił go faszerowaną siarką owcą, Warszawa zaś swojego bazyliszka, który zabijał wzrokiem i od wzroku zginął, spojrzawszy w podsunięte mu lustro. Wrocławski smok, z którego pomocą heraldycy przydali rodowi Strachotów wagi, był jednak największy ze wszystkich polskich smoków. Legenda głosi, że wzrostem przewyższał drzewa w lesie! Nazwano go Strachotą, od panicznego lęku, który wzbudzał w okolicznych mieszkańcach, którym porywał bydło, a czasem również córki. Las, który zamieszkiwał, nazwano od jego imienia Starachowickim.
Był to cudowny, stary las, który zresztą istnieje do dziś, chociaż mocno przetrzebiony w trakcie późniejszej rozbudowy osady a dziś osiedla Wrocławia — Strachocina. W jego głębi biło cudowne źródełko jasnej wody, dające każdemu, kto ją wypił, nadludzką siłę. Cóż z tego, skoro okoliczni mieszkańcy bali się nawet zbliżyć do lasu! Pewnego dnia zawitał w te strony młody, niezbyt może rozgarnięty, ale żądny przygód chłopiec o imieniu Konrad. Usłyszawszy o smoku zapragnął się z nim zmierzyć i żwawo ruszył w las. „Oj, głupi, głupi” mówili wieśniacy, którzy nie spodziewali się go więcej zobaczyć. Szedł długo, aż bardzo zmęczony trafił na małe źródełko. Dziwnym trafem było to właśnie zaczarowane źródełko, którego woda dawała nadludzką moc. Konrad usiadł przy nim, ugasił pragnienie, wyciągnął pajdę chleba ze słoniną, która dali mu na drogę mieszkańcy osady i zaczął ją jeść. Apetyczny zapach szybko zwabił smoka, który rzucił się na chłopca. Walka trwała długo, jednak w końcu ciężko ranna poczwara dała za wygraną i uciekła głęboko w las. Od tej pory bała się zbliżyć do ludzkich domostw, żeby swym zwyczajem porwać bydło, a że była coraz bardziej głodna, w końcu nażarła się trujących grzybów i zdechła. Jej trupa wciągnęły bagna.
Konrad wrócił zwycięsko do wsi, gdzie okrzyknięto go bohaterem. Szybko zrobił karierę na dworze Księcia Śląskiego Bolesława Rogatki, który pasował go na rycerza i obdarzył uratowana osadą strachocińską. Konrad, znany odtąd jako Konrad "Draco" Strachota, wybudował tam posiadłość, dożył późnej starości i dochował się czterech pięknych córek i dzielnego syna, którzy odziedziczyli po nim posiadłość, las i osadę około roku 1325. Jeden z potomków Konrada, Henryk Strachota "de Silva" (z Lasu), był jednym z najsłynniejszych śląskich rycerzy, ale to już inna historia.